Ziemowit Sokołowski
Działające, oraz „opuszczone” latarnie morskie.
Poeta Henry Wadsworth Longfellow (1807 -1882), zwany był „królem poezji amerykańskiej”. Urodził się w Portland (stan Maine). W swoim zbiorze wierszy wydanym w 1849 r pod wspólnym tytułem „By the Seaside” (Nad Morzem), umieścił m in. wiersz pt. „The Lighthouse” (Latarnia Morska). Oryginalny fragment tego poematu znajduje się poniżej
Inspiracją dla powstania wiersza była latarnia Portland Head Light. aktywowana w 1791 r. Po kilku przebudowach, latarnia działa nadal. Znajduje się w narodowym rejestrze historycznych miejsc i budowli USA.
Aby choć w przybliżeniu oddać urodę i charakter wiersza napisanego w obcym języku, trzeba dobrze znać ten język, oraz również być poetą. Ja z pewnością, nie spełniam tych wymogów.
Chcę natomiast zwrócić uwagę na pewne poetyczne odniesienie zawarte w zwrotce opisującej światło tej latarni morskiej:
Niezłomny, spokojny, nieruchomy, ten sam rok po roku, przez całą tą cichą noc. Rozpalony na wieczność płomień, lśni nieuchwytnym światłem.
Bardzo to romantyczne i w „stylu epoki”. Latarnia ze względu na swą urodę, niewątpliwie zasłużyła na takie właśnie potraktowanie. Również jej szacowny wiek 228 lat (w 2019 r.), zasługuje na uwagę.
Jeszcze starszymi i wciąż czynnymi latarniami amerykańskimi są Boston Lighthouse – 236 lat i Sandy Hook Lighthouse -255 lat. Ta ostatnia latarnia powstała jeszcze za czasów kolonii brytyjskiej. Wszystkie wymienione budowle morskie, znacznie przekroczyły szacowny wiek 200 lat. Pomimo tego są aktywne i znajdują się w całkiem dobrej kondycji. Udostępnione są również do zwiedzania.
Europa może pochwalić się jeszcze starszymi i wciąż aktywnymi latarniami morskimi. Wypada wymienić przynajmniej te najbardziej znane. Ponad 400 lat liczą sobie francuska Cordouan i włoska Lanterna. Najstarszą ze wszystkich jest hiszpańska latarnia morska Torre de Hercules, której wiek szacuje się na ok. 1900 lat. Rzecz jasna, że w ciągu tak długiego trwania, ich źródła światła oraz same budynki poddawane były licznym modernizacjom. W w. latarnie morskie, zostały już wcześniej opisane m.in. na naszej stronie internetowej.
Od XVIII w europejscy inżynierowie i budowniczy zapoczątkowali wznoszenie latarń morskich na wszystkich kontynentach. Szczególnie dużo tych budowli powstało w XIX stuleciu. Począwszy od lat 60 ubiegłego wieku następowała automatyzacja świetlnych znaków nawigacyjnych. Wówczas pomieszczenia mieszkalne i gospodarcze użytkowane dotąd przez latarników, mogły być adaptowane do innych celów.
Wskutek dynamicznego rozwoju radionawigacji, wiele latarń morskich na świecie straciło na znaczeniu. Administracje morskie w licznych państwach doszły do wniosku ,że dalsze utrzymywanie niektórych obiektów generuje niepotrzebne koszty. W takich przypadkach, wygaszone latarnie morskie, stały się jedynie „znakami dziennymi”. Na wybranych wieżach umieszczano jednak urządzenia służące do nowoczesnej radionawigacji morskiej i lotniczej (DGPS), oraz telefonii komórkowej.
W sytuacji lokalizacji latarń morskich miejscach dużego ruchu turystycznego, uzyskały one szansę na poniekąd „drugie życie”. Bez względu na to czy są one aktywne, czy też nie. Samo wspinanie się na szczyt wieży, jest pewnego rodzaju atrakcją turystyczną, szczególnie w odniesieniu do t zw. „jednodniowych turystów”. Opuszczone przez latarników obiekty budowlane, są częstokroć miejscem różnych ekspozycji związanych z konkretną latarnią, względnie z jej przyrodniczym lub historycznym otoczeniem. Nierzadko w otoczeniu latarni morskiej, odbywają się imprezy nawiązujące do szeroko pojętych tradycji morskich. Nadto pomieszczenia socjalne przy latarniach, bywają wykorzystywane do wielodniowych pobytów typu wczasowego. Powyższe dotyczy głównie „tradycyjnych” budowli, wykonanych z cegły. W podobnej roli występują niekiedy wycofane ze służby statki latarniowce. Niektóre obiekty po ich dezaktywacji, kupowane są przez osoby prywatne.
W sprzyjających warunkach, nawet „niepotrzebne” z punktu widzenia współczesnej nawigacji latarnie morskie, mogą „zarobić na swoje utrzymanie”. Niekiedy byłe latarnie morskie wykorzystywane są do zgoła zaskakujących celów. Np. duńska Rubjerg Knude, została zamieniona na specyficzną „instalację artystyczną”. Poruszany wiatrem, zestaw pryzmatów załamujących światło, stwarza tam efekt gigantycznego kalejdoskopu. Dla kontrastu znajdująca się w stanie Oregon Tillamon Rock Light, służy m in. jako kolumbarium. Za odpowiednią opłatą, można tam złożyć urnę z prochami bliskich osób. Ludzie o romantycznym usposobieniu, czasami zawierają związki małżeńskie w budynku latarni morskiej. Inni dla odmiany pragną w podobnym miejscu, rozwiązać swój dotychczasowy związek w nadziei, że następny – będzie jednak lepszy.
W krajach gdzie poszanowanie tradycji i dziedzictwa kulturalnego, a w tym zabytkowej techniki jest wysokie, dąży się do zachowania możliwie dużej liczby wartościowych obiektów. Zaliczają się do tej grupy również latarnie morskie.
W Australii ponad 50 latarń zostało zakwalifikowanych jako dziedzictwo narodowe, pozostające własnością państwa. W USA wiele latarń zostało przekazanych z Coast Guard, do pozarządowych organizacji typu non-profit, celem ich uratowania. W Europie (a w tym i w Polsce), również działa wiele organizacji tego typu. Dzięki nim zabytkowe (aktywne i nieaktywne) latarnie morskie znajdują się na ogół w dobrej kondycji i będą mogły być podziwiane przez kolejne pokolenia. Można jedynie z pewną nostalgią stwierdzić, że wieża na której wygaszono światło nawigacyjne, tak naprawdę nie jest już latarnią morską. Z jej podstawowej funkcji (emisja światła) pozostały już tylko stare zdjęcia, obrazy, filmy oraz…wspomnienia.
Nieaktywne lecz udostępnione do zwiedzania latarnie, nierzadko zapalają na szczytach swych wież światła, nie służące już do nawigacji. Jest to w pewnym sensie „sztuka dla sztuki” wynikająca z tradycji. Dotyczy to również budynków stylizowanych na latarnie morskie. Takie zjawiska możemy obserwować m in w Veracruz (Meksyk), Cerro Santa Ana (Ekwador) oraz znacznie bliżej nas, na wieży dawnej latarni morskiej przy molo…w Sopocie.
O ile wieże i budynki latarń znajdujących się na trasach ożywionego ruchu turystycznego mają szansę dalszego trwania, to znacznie gorzej przedstawia się sytuacja tysięcy innych odosobnionych obiektów na całej kuli ziemskiej. W anglojęzycznej literaturze określane są one jako: „Abandoned lighthouses, forgotten beacons, dead sentinels”-czyli porzucone (opuszczone) latarnie morskie. Idąc tym tropem, można znaleźć w internecie wiele zdjęć i filmików odnośnie takich właśnie budowli morskich. W tym miejscu ukazane są jedynie wybrane przypadki.
Szczególnie przykre wrażenie wywiera okazała, betonowa latarnia morska, zbudowana w 1939 r Przez Japończyków na SE przylądku Wyspy Sachalin. Projektantem był inż. Shinoku Mjura. Jej pierwotna nazwa brzmiała Naka Shiretoko Saki. Po wojnie ten obszar przejął ZSRR, a latarnia zmieniła nazwę na „Majak Aniva”. W latach 1990-2006 źródłem energii elektrycznej był tam mini reaktor atomowy typu RTG. Później reaktor zdemontowano, a sama latarnia została opuszczona i odtąd niszczeje. Prawdopodobnie pozostałości po instalacjach reaktora oraz jego dawne pomieszczenie, nadal promieniują.
Położona w pięknej okolicy nad Pacyfikiem zdewastowana latarnia, obecnie kojarzy się raczej z ponurym zamkiem legendarnego wampira, niejakiego Draculi. Co prawda nie w Karpatach, lecz tam właśnie nad oceanem. Od czegoś takiego, lepiej się trzymać z daleka! A szkoda, bowiem podczas aktywności latarni, były tam pomieszczenia dla ok. 20 osób. Po odpowiedniej adaptacji, było by to wymarzone miejsce dla wczasów.
Aktualnie wstęp do latarni jest zakazany z oczywistych powodów. Pomimo napisów ostrzegawczych, jej wnętrze penetrują różni śmiałkowie. Jeden z nich odważył się nawet wspiąć na sam szczyt laterny. Można to obejrzeć w internecie na zdjęciach i filmikach, poświęconych opisywanej latarni. Dla odmiany, któryś z zagorzałych kolekcjonerów zabrał jako pamiątkę, tabliczkę ostrzegającą przed radiacją. Miejmy nadzieję, że nadal cieszy się dobrym zdrowiem, pomimo tego że ta tabliczka, również była napromieniowana.
Na tym tle pozytywnie przedstawia się sytuacja w Polsce. Aktywne latarnie morskie są nadal własnością Skarbu Państwa. Działalność turystyczna z nimi związana, realizowana jest przez organizacje pozarządowe. Z 15 aktywnych latarń, 12 udostępnionych jest do zwiedzania. Jedyna prywatna (nieaktywna) latarnia Gdańsk Nowy Port, oraz była latarnia w Sopocie -również prowadzą działalność turystyczną. Na kilku z aktywnych latarń, zachowane zostały etaty latarników. Zatem, dalszemu trwaniu latarń morskich w Polsce, wydaje się nic nie zagrażać.
Jedynym niechlubnym wyjątkiem, jest działająca w latach 1936-1990 na Półwyspie Hel, stalowa latarnia o nazwie Góra Szwedów. Jako obiekt nienadzorowany bezpośrednio przez latarników, wielokrotnie doznała aktów wandalizmu. System optyczny latarni uratowali pracownicy Urzędu Morskiego w Gdyni, natomiast sama wieża stopniowo popada w ruinę. Niechlubny termin „porzucona latarnia”, jest w tym przypadku adekwatny. Niestety!
Nic na tym świecie nie jest wieczne i niezmienne. Dotyczy to również latarń morskich. Aby nie zakończyć tą smutną refleksją, powrócę na chwilę do cytowanego na wstępie poematu The Lighthouse (Latarnia Morska). Poeta Henry. W. Longefellow w staroangielskim, romantycznym stylu rozwija temat światła latarni morskiej. Tym razem na tle nadchodzącego zmierzchu.
W swobodnym tłumaczeniu, brzmi to następująco:
„…jak wieczór ciemnieje, spójrz! jak jasny,/ Poprzez ciemnofioletowy odcień zmierzchu,/Promieniuje nagły błysk jej światła/ Z dziwnym, nieziemskim splendorem w tym blasku!”.
Tak wiele uczucia zawarł poeta w tej zwrotce wiersza. Nam pozostaje jedynie mieć nadzieję ,że te piękne piękne widoki będą znane także przyszłym pokoleniom, oraz że ludzie będą umieli je docenić.