Postać marynarza, stojącego na szczycie południowej wieży Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie góruje nad miastem. Neorenesansowy budynek tej budowli (przed wojną stolicy prowincji), obchodzi w roku 2011 jubileusz stulecia istnienia. Wieża ma 72 m wysokości. Statua marynarza również imponuje wzrostem i wagą. Ten wilk morski ma 2,25 m wzrostu i waży ok. 160 kg. Gdyby był żywy, to niejedna z pań by się za nim obejrzała! Być może spowodowało to zazdrość czerwonoarmistów, którzy zdobyli miasto. Oddali do niego wiele strzałów, z których 112 było celnych. Skutkiem tego stracił lewą rękę do łokcia oraz stopę. Mimo wszystko przetrwał i został naprawiony przez polskich rzemieślników. Ubrany w uniform marynarki wojennej marynarz, stoi na kuli ziemskiej. W prawej dłoni dzierży kotwicę admiralicji a w lewej flagę osadzoną na flagsztoku o długości 3,6 m. W 1947 r we fladze wykonanej z blachy miedzianej, wycięto sylwetkę orła. Gruntowny remont figury marynarza wykonany został w 1975 r. Drogę na ziemię odbył przy użyciu śmigłowca. Jak można dowiedzieć się ze strony internetowej UW, tym który go „skutecznie uleczył” był szczeciński mistrz ślusarski p. Tadeusz Drogosz. Przy dobrej widzialności, widok rozciąga się z tego miejsca na około 32 km w każdą stronę. Od 1912 r. marynarz widział doprawdy niemało. Najpierw rozwój miasta, portu, stoczni i przemysłu przyportowego za czasów niemieckich. Później przyszły straszne czasy wojny. Następnie, odbudowę miasta, portu i przemysłu. Był również świadkiem czasów gdy zespół portowy Szczecin – Świnoujście dokonywał największych przeładunków z wszystkich portów bałtyckich. Z kolei przyszedł czas upadku przemysłu stoczniowego oraz gruntownych zmian co do ilości i rodzaju towarów przeładowywanych w portach. I wiele innych rzeczy… Mimo podeszłego wieku, marynarz trzyma się krzepko. Miejmy nadzieję, że będzie tak przez wiele następnych dziesięcioleci. Wypada w tym miejscu życzyć, aby widok jaki przyjdzie mu oglądać – będzie radował oczy obecnych i przyszłych mieszkańców Szczecina oraz licznych turystów.
Z poziomu gruntu, sylwetka marynarza jest mało widoczna – chyba, że ktoś użyje lornetki. Znacznie lepsze przybliżenie, dają 2 zdjęcia zatytułowane „marynarz na urzędzie”. Autorką tych zdjęć jest Pani Danuta Kazana. W tym miejscu wypada serdecznie podziękować za nadesłane fotografie, co też niniejszym czynię. To, co widać z poziomu obydwóch wież w dwóch sektorach widzenia, ilustrują fotografie zatytułowane „oto, co widzi marynarz”. Natomiast wygląd całego gmachu Urzędu Wojewódzkiego o kubaturze 109,4 tys m³ i powierzchni całkowitej 19,4 tys m² obrazuje zdjęcie makiety budynku.
W północnej części obecnego Placu Tobruckiego na cokole z czerwonego piaskowca, odsłonięto w 1898 r. rzeźbę stanowiącą fragment większej kompozycji przestrzennej; fontanny i przylegającego do niej basenu. Autorami monumentu byli Otto Rieth i Ludwig Manzel. Od tego ostatniego wywodziła się nazwa rzeźby: Manzelbrunnen. Rzeźba z brązu przedstawiała grupę postaci, nawiązujących do morskiego charakteru Szczecina. Był to symbol przeszłości hanzeatyckiej miasta oraz rozwoju żeglugi i przemysłu. Główną postacią była Sedina – stojąca na pokładzie statku. Przedstawiono ją jako dorodną kobietę, wspartą o kotwicę i trzymającą na barkach żagiel z reją. Na bukszprycie widoczna była postać Merkurego patrona kupców (i złodziei też), spełniającego rolę pilota. Oprócz tych postaci znajdowały się tam również inne bóstwa morskie. Rzeźba zaginęła pod koniec wojny.
Po wojnie w miejscu rzeźby ustawiono kotwicę. Stanowi ona typ pośredni pomiędzy kotwicą admiralicji, używaną dawniej na żaglowcach a kotwica patentową. Z konstrukcji kotwicy admiralicji zachowała mianowicie poprzeczkę, nie stosowaną już później w kotwicach patentowych.
U zarania II Rzeczpospolitej, w dniu 10 lutego 1920 r. generał Józef Haller dokonał w Pucku symbolicznych zaślubin Polski z Bałtykiem. Dla upamiętnienia tego faktu, wrzucony został do morza platynowy pierścień.
Ponownych zaślubin dokonano w dniach 17 marca 1945 r. w Mrzeżynie i 18 marca tegoż roku w Kołobrzegu. Zaślubiającymi byli; w Mrzeżynie ułan kapral Sochaczewski a w Kołobrzegu kapral Niewidziajło. Przy tej okazji zbudowano monumenty upamiętniające owe wydarzenia.
Bardziej znanym jest betonowy monument zbudowany w/g koncepcji Wiktora Tołkina w Kołobrzegu. Usytuowany jest przy nadmorskiej promenadzie przy wschodniej części portu.
Znacznie skromniejszy w formie jest monument usytuowany na zalesionej wydmie na wschód od portu w Mrzeżynie. Główną jego częścią jest wielki głaz z umieszczoną na nim tablicą pamiątkową. Autor monumentu, nie jest mi znany.
Na północnym brzegu Cieśniny Dziwny, we wschodniej części portu w Dziwnowie – przy nabrzeżu jachtowym, znajduje się monument kutra rakietowego. Okręt ten zbudowany w dawnym ZSRR, był w służbie Marynarki Wojennej RP przez około 29 lat. Uzbrojenie okrętu stanowiły 4 wyrzutnie rakiet typu woda-woda, wyrzutnia rakiet woda-powietrze oraz 2 armaty o kalibrze 30 mm. Maksymalna prędkość tej jednostki wynosiła 40 węzłów (74,1 km/h).
W dniu 8 lipca 2011r. w obecności przedstawicieli wojska, licznie przybyłej społeczności lokalnej oraz wczasowiczów i turystów, nastąpiło odsłonięcie tablicy pamiątkowej poświęconej temu okrętowi. Uroczystość uświetniła obecność trałowca ORP Nakło, który specjalnie w tym celu przybył ze Świnoujścia. Po odsłonięciu pamiątkowej tablicy, rozpoczął się Festiwal Morski. Widok monumentu obrazują poniższe fotografie.
Według wierzeń starożytnych Greków i Rzymian, niekwestionowanymi władcami mórz byli Posejdon (rzymskie imię Neptun) i jego nadobna małżonka imieniem Amfitryta.
Siedemnastowieczna fontanna z rzeźbą Neptuna, króluje na Długim Targu w Gdańsku. Rzeźba wzorowana była na monumentach antycznych. Kto nie widział, koniecznie powinien to wspaniałe dzieło zobaczyć. Nie trudno wtedy zauważyć, że władca mórz jest na swym postumencie nagi i… samotny. Gdzież się podziała jego małżonka?. Pewnie załatwiała jakieś ważne sprawy związane z morskimi włościami!.
W latach 1906 -1932 można ją było podziwiać w całym przepychu kobiecej urody – również w fontannie, przylegającej do obecnej Bramy Portowej w Szczecinie. Wówczas było to jakby małżeństwo na odległość.
Jednak nie osłonięta niczym nagość hożej królowej mórz, wzbudziła u ówczesnych dewotów płci obojga, pragnienie usunięcia jej na zawsze z publicznego widoku. I dopięli swego!. O ile Posejdona nadal można podziwiać, to jego piękną małżonkę pławiącą się w szczecińskiej fontannie, możemy oglądać już tylko na starych fotografiach. I gdzie tu sprawiedliwość?!
W samym Szczecinie nie ma znacznego monumentu ukazującego Króla Mórz, a szkoda. Za to przy Wybrzeżu Władysława IV w Świnoujściu, można zobaczyć jego drewnianą rzeźbę. Ufundowana została przez Port-Hol SA.- firmę zajmującą się głównie świadczeniem usług holowniczych.
Z całej sylwetki bije wielkie dostojeństwo i powaga. Może tylko jest trochę smutny. Czyżby na rynku usług holowniczych nie działo się najlepiej?. Miejmy nadzieję, że to się wkrótce zmieni na lepsze.
Przy Placu Grunwaldzkim w Szczecinie, z twarzą zwróconą w stronę Urzędu Miejskiego – stoi pomnik marynarza – sternika. Autorem projektu monumentu odsłoniętego w 1980 r. jest Ryszard Chachulski.
Postać wykonana jest z blachy miedzianej. Betonowy cokół licowany jest granitowymi płytkami. Sternik ubrany jest w wyjściowy mundur marynarski Marynarki Wojennej, a pewne ożywienie nieruchomej postaci ma oddać kołnierz „odchylony przez wiatr”.
Najbliższe dla Szczecina latarnie morskie znajdują się w Świnoujściu i w okolicach Wisełki (Kikut). Tym niemniej, w reprezentacyjnej części miasta (potocznie zwanej Wałami Chrobrego), znajdują się 2 bliźniacze monumenty – przypominające swym kształtem wieże latarń morskich. Latarnie wraz z całym kompleksem monumentalnych budowli, powstały po roku 1912 w miejscu dawnych fortyfikacji.
W okresie międzywojennym, Szczecin był trzecim pod względem znaczenia morskim portem Niemiec. Wyprzedzały go tylko Hamburg i Brema.
Również miejscowy przemysł stoczniowy zaliczał się do potentatów. Budowane tu były okręty wojenne wszelkich typów z pancernikami (okrętami liniowymi) na czele. Także w dziedzinie „okrętowego budownictwa cywilnego” zanotowano niemałe osiągnięcia.
W 1897 r w stoczni Vulcan zbudowano pasażerski liniowiec, który zdobył Błękitną Wstęgę Atlantyku. Było to trofeum przyznawane dla statku, który ustanowił nowy rekord prędkości w podróży przez Atlantyk.
Statek nazywał się „Kaiser Wilhelm der Grosse”. Była to jednostka o 4 kominach , napędzana tłokowymi silnikami parowymi. W rekordowym rejsie przebył Atlantyk w czasie 5 dni i 20 godzin, osiągając średnią prędkość 22,29 węzła. Później, liniowiec „Deutschland”, również zbudowany w stoczni Wulkan, poprawił ten rekord.
W pobliżu latarń – po wojnie, umieszczono posągi legendarnego Jana z Kolna oraz szczecińskiego kupca a zarazem pirata Wyszaka. Widok szczecińskich „latarń morskich” obrazuje poniższa galeria.
Maszt, wraz z klasycznymi urządzeniami przeładunkowymi (bomami) usytuowany został (w 1990 r.) w Szczecinie u zachodniego wylotu Trasy Zamkowej. Jego wygląd obrazują zdjęcia 1 oraz 2a, 2b i 3.
Tyle pozostało ze zbudowanego w Bremie (w 1929 r.) drobnicowca s/s Wisconsin, napędzanego tłokową maszyną parową. Jego długość całkowita wynosiła 150 m, pojemność 8,3 tys. BRT i nośność 9,6 tys. DWT. Pływając pod banderą francuską, zatrudniony był głównie na trasie Le Hawr – Nowy York. W ciągu swego życia, kilkakrotnie zmieniał nazwę.
W 1951 r. został zakupiony przez Polskie Linie Oceaniczne i otrzymał nową nazwę Fryderyk Chopin.
Od 1954 r. pracował jako dalekomorska baza rybacka PPDiUR Dalmor w Gdyni. W 1957 otrzymał kolejną nazwę Kaszuby.
Od 1958 r przeszedł na własność PPDiUR Gryf w Szczecinie, nadal wykonując funkcję dalekomorskiej bazy rybackiej.
Począwszy od 1973 r., już jako „Kapitan Konstanty Maciejewicz”, statek użytkowany był jako zacumowany na stale przy Wałach Chrobrego hulk szkolny tutejszego Liceum Morskiego. Na statku znajdowały się pomieszczenia dydaktyczne oraz bytowe dla uczniów liceum. Stare widoki z tego okresu zawierają zdjęcia 7 i 8. Statek został zezłomowany w stoczni szwedzkiej w 1985 r. Jego następcą, jako jednej z baz rybołówstwa morskiego został m/s Kaszuby II.
Na fundamencie masztu umocowane są 2 tabliczki informacyjne. Jedna z nich (zdjęcie 4) odnosi się do historii statku. Druga (zdjęcie 5) – zawiera skróconą biografię patrona statku i Liceum Morskiego – Kapitana Żeglugi Wielkiej Konstantego Maciejewicza. Ten wybitny marynarz a zarazem pedagog, należy do elitarnego grona osób najbardziej zasłużonych dla polskiej gospodarki morskiej.
Z uwagi na długoletnią służbę statku w roli pływającej bazy rybackiej, można by uznać jego maszt – jako monument polskiego rybołówstwa dalekomorskiego. Dalekomorska flota rybacka, działała setki a nawet tysiące mil od portów macierzystych. Warunki bytowe na statkach łowczych były spartańskie. W tej sytuacji dostawy zaopatrzenia, części zamiennych, odbiór złowionej ryby, niektóre remonty, opieka medyczna, dostawa poczty oraz możliwość obejrzenia filmów odbywały się za pośrednictwem baz rybackich i statków łącznikowych.
Nie należy zapominać, że polska flota połowów dalekomorskich w 60, 70 i 80 latach minionego wieku, zaliczała się do najnowocześniejszych na świecie. Dostosował się do tego również potencjał produkcyjny polskich stoczni. W Polsce budowano nowoczesne jednostki łowcze, statki łącznikowe i dalekomorskie bazy rybackie. Ze statków łowczych wypada wymienić przynajmniej: trawlery do połowów z rufy, trawlery do połowów z burty, lugrotrawlery, trawlery przetwórnie, trawlery zamrażalnie, tuńczykowce, statki do polowania na foki, statki badawcze i różne typy kutrów. Z większych jednostek były to: bazy przetwórnie, bazy śledziowe i chłodnie transportowe. Zaplecze naukowe w dziedzinie rybołówstwa stanowił Morski Instytut Rybacki w Gdyni z oddziałem w Świnoujściu. Kwalifikowane kadry oficerskie zapewniały Państwowe a następnie Wyższe Szkoły Morskie w Szczecinie i Gdyni. Ponadpodstawowe szkolnictwo morskie realizowane było w Gdyni, Szczecinie, Świnoujściu ,Kołobrzegu Policach i Darłowie.
Główny potencjał polskiego rybołówstwa dalekomorskiego (ponad 70%), ulokowany był na Pomorzu Zachodnim. Stanowiły go statki i porty rybackie państwowych przedsiębiorstw: Odry w Świnoujściu oraz Gryfa w Szczecinie. Największym przedsiębiorstwem na wschodnim wybrzeżu był gdyński Dalmor. Z kolei dalekomorskie bazy rybackie oraz statki łącznikowe były głównie w gestii przedsiębiorstwa Transocean ze Szczecina. Tu również mieściło się Zjednoczenie Gospodarki Rybnej. W oparciu o dalekomorskie bazy rybackie i statki łącznikowe, polska flota dokonywała połowów na całej kuli ziemskiej. Znaczna część odłowów trafiała do pobliskich państw nadbrzeżnych. Reszta, po powrocie do kraju sprzedawana była na rynku wewnętrznym.
Upadek polskiego rybołówstwa dalekomorskiego, rozpoczął się wraz z postępującym zawłaszczaniem przez państwa nadbrzeżne najbogatszych w ryby oceanicznych łowisk szelfowych. Wyznaczenie 200 milowych stref rybołówstwa przez te państwa i pobieranie przez nie wysokich połowowych opłat licencyjnych, uczyniło dla Polski tą gałąź gospodarki nieopłacalną. Z około 150 dalekomorskich jednostek łowczych (w szczytowych okresach) pod polską banderą, przetrwało ich zaledwie kilka.
Opisywany monument – choć imponujący wielkością, stanowi zaledwie skromną formę wyrażenia uznania dla ciężkiej pracy rybaków dalekomorskich. Wielomiesięczne rejsy bez zawijania do portów i nienormowany czas pracy – to tylko niektóre aspekty trudnej pracy rybaka dalekomorskiego. Należy się Im nasz szczególny szacunek. Szkoda, że słaby stan techniczny masztu – stanowi zagrożenie dla jego dalszego istnienia oraz dla bezpieczeństwa zwiedzających osób. Informują o tym tabliczki umieszczone w jego pobliżu.
Miejsce, na którym postawiono maszt jest również szczególne. Informują o tym znajdujące się tam tabliczki informacyjne (zdjęcia 6a i 6b). Otóż, znajdował się w tym miejscu nowoczesny budynek teatru o interesującej architekturze. Precyzyjnie przeprowadzone przez lotnictwo RAF naloty dywanowe w 1944 i 1945 r. celowo oszczędziły budynek, który odniósł tylko nieznaczne uszkodzenia. Naloty zmasakrowały port, stocznie, prawie cały przemysł i elektrownie oraz zabytkową część miasta. Teatr jednak ocalał. Co dziwniejsze, nie zniszczyły go również zwycięskie wojska Armii Czerwonej, po wkroczeniu do miasta. Haniebną decyzję o rozbiórce budynku i wysłaniu pozyskanej w ten sposób cegły do odbudowy Warszawy, podjęły już ówczesne polskie władze miasta. A przecież całe centrum Szczecina wyglądało jak wielkie morze gruzów. Cegły zatem nie brakło. Ten sam los spotkał pobliski Dom Koncertowy i kilka innych wartościowych obiektów budowlanych na terenie województwa.
Przy porównywalnej skali zniszczeń, historyczne centra Wrocławia i Gdańska zostały mniej lub bardziej pieczołowicie odrestaurowane. Szczecin nadal nie posiada centrum historycznego ani nowoczesnego.
PO LATACH.
Nieubłagany upływ czasu spowodował, że maszt należało poddać gruntownej renowacji. W okresie 2013-2018, na około 5 lat zniknął z pejzażu miasta. Gruntowny jego remont wykonany został przez UW Service ze Szczecina. Prace remontowe miały miejsce na terenie Bazy Oznakowania Nawigacyjnego, Urzędu Morskiego w Szczecinie. W międzyczasie toczyły się spory co do przyszłej lokalizacji tego monumentu. Inicjatywa zasłużonego historyka, profesora Władysława Filipowiaka, dotycząca godnego wyeksponowania tego obiektu, ziściła się ostatecznie na nowym miejscu przy Bulwarze Gdyńskim. Bulwar wchodzi w skład popularnej, nadodrzańskiej promenady na terenie miasta. W jej wschodniej części, znajduje się również Skwer Kapitanów, upamiętniający tych zasłużonych ludzi morza.
Wyeksponowane są tam ponadto 3 „Dźwigozaury”, czyli zabytkowe żurawie portowe, iluminowane po zapadnięciu zmroku. Również inne elementy dawnej infrastruktury portowej, są stopniowo remontowane. Służą teraz odmiennym celom – również kulturalnym.
Miejskie bulwary, usytuowane na zachodnim brzegu Odry pomiędzy Kapitanatem Portu a Dworcem Głównym PKP, są w większości zagospodarowane i niewiele można już tam zmienić. Natomiast wschodni brzeg Odry na tej samej długości, lecz w jego części południowej ,użytkowany jest w niestety w sposób chaotyczny. W sumie, sprawia przygnębiające wrażenie. Wiele można tam zbudować, z korzyścią dla miasta i jego mieszkańców. Tereny nadbrzeżne na południe od wschodniego przyczółka Mostu Długiego, wciąż oczekują na inwestorów mogących poprawić zaniedbany wizerunek tej części miasta.
Odnowiony monument otrzymał również nową tablicę informacyjną. Jej treść uwidoczniona jest na załączonych fotografiach.
Gdyby w przyszłości powiódł się zamiar utworzenia efektownych bulwarów na całym wschodnim brzegu Odry w granicach miasta, wówczas maszt znajdzie się w centrum tak odnowionej linii brzegowej. Solidne odciągi linowe stabilizujące konstrukcję, powinny zapewnić jego dalsze trwanie pomimo sztormowych wiatrów.
Nie jest to jedynie pozostałość po statku, którego od dawna już nie ma. To coś znacznie więcej. Stanowi on wszak część polskich tradycji morskich. Przywołuje wspomnienie osoby „Kapitana Kapitanów”, oraz czasów kiedy to dalekomorskie rybołówstwo było naszą chlubą. Zatem należy zadbać o to, aby ten monument trwał możliwie najdłużej. Mam nadzieję, że jego otoczenie stanie się również powodem satysfakcji mieszkańców Szczecina.
Przy alei prowadzącej od 2. bramy Cmentarza Centralnego w Szczecinie, znajduje się okazały głaz z częściowo zatartą przez czas, lecz wciąż czytelną inskrypcją – dotyczącą 7 marynarzy z niemieckiego, lekkiego krążownika o nazwie Augsburg. Napis głosi, że polegli oni za Cesarza i Ojczyznę (für Kaiser und Vaterland).
„Augsburg”, był jednym z najnowocześniejszych i najbardziej aktywnych okrętów floty cesarskiej w tym czasie. Jego główne uzbrojenie stanowiło 12 armat o kalibrze 105 mm a max prędkość wynosiła 27 węzłów. W nocy z 24/25 stycznia 1915 r. wracając z operacji morskiej (około 20 mil morskich na wschód od Bornholmu) krążownik wszedł na rosyjską minę morską. Eksplozja pozbawiła życia 2 mechaników i 5 palaczy pracujących w 3. kotłowni. Wyrwa w poszyciu kadłuba (o powierzchni ok. 7m²) wywołała zalanie 2 dalszych kotłowni i unieruchomiła okręt. Nie spowodowała jednak jego zatonięcia. Przy użyciu kontrtorpedowców (niszczycieli), Augsburg został przeholowany do bazy w Świnoujściu a następnie na remont do Szczecina. Kroniki wojennomorskie odnotowały jego dalszy udział w późniejszych działaniach na Bałtyku. Na monumencie wyryte są imiona, nazwiska, stopnie wojskowe i daty urodzin poległych marynarzy. Nazwisko jednego z palaczy ma polskie brzmienie – Stanislawski. Mieszkańcy Szczecina, składający kwiaty i zapalający znicze na grobach bliskich osób, nie omijają obojętnie –również i tego miejsca. Słusznie, ponieważ śmierć jako zjawisko powszechne i nieuchronne, nie rozróżnia narodowości, rasy, religii czy innych zjawisk sprawiających niekiedy problemy w życiu codziennym.
Co roku o tej porze – pośród złocistych liści drzew, na szczecińskim cmentarzu, ustawiają się warty honorowe przedstawicieli Klubu Kapitanów Żeglugi Wielkiej, Stowarzyszenia Starszych Mechaników Morskich (na zdjęciu), oraz naukowców i studentów Akademii Morskiej. Monument, będący projektem krakowskich artystów – przedstawia wynurzający się z fal maszt w kształcie krzyża. W tym miejscu odbywają się również uroczystości kolejnych lat inauguracji nauczania w Akademii Morskiej oraz obchodów Dni Morza.
W swym założeniu pomnik jest poświęcony pamięci marynarzy, którzy stracili życie na służbie. Uwidocznione są tam również nazwy statków, które uległy w nierównej walce z żywiołem i nigdy nie zawinęły do portów przeznaczenia.
Obrośnięty muszlami, wynurzający się z toni morskiej maszt – może być symbolem zmartwychwstania. Byłoby to zgodne z wierzeniami dawnych europejskich żeglarzy, że statki podobnie jak ludzie…mają duszę. Jeżeli tak, to pomimo tego że ich wraki zaścielają dna wszystkich mórz i oceanów – nadal wędrują po tajemniczym Oceanie Nieskończoności.
W bezpośrednim sąsiedztwie tego monumentu, znajduje się przejmujący w swej prostocie symbol poświęcony katastrofie polskiego promu. W ekstremalnym sztormie zatonął statek a wraz z nim zginęło 55 osób. Wrak statku spoczywa na dnie w pobliżu Rugii w pozycji geograficznej 54 36’N 14 13’E. Motywem przewodnim tego monumentu sa polery, wokół ktorych zakłada się cumy mocujące statek do nabrzeża. Normalnie są w pozycji poziomej, wtedy gdy statek bezpiecznie stoi w porcie. Te uwidocznione na monumencie są pochylone pod ostrym kątem i nie mają na sobie liny. Oznacza to, że statek idzie na dno. Tak to sobie przynajmniej wyobrażam.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.RozumiemNie wyrażam zgody